TS4ever


Piwem i mieczem cz. 3


Wsta│ w│a╢nie ╢wit, gdy grupa awanturnik≤w pod komend▒ Kopalnego dotar│a do podn≤┐y g≤ry. Zza szczyt≤w wychyla│o siΩ s│o±ce i jego promienie sp│ywa│y po zboczach w d≤│. Zanosi│o siΩ na spokojny dzie±.
- Panowie - rzek│ Kaczoramiks - pamiΩtajcie, ┐e w g≤rach nie wolno krzyczeµ, bo mo┐na poruszyµ lawinΩ.
- A co taki lawina robi jak siΩ poruszy? - zapyta│ jak zwykle rezolutnie Kopalny.
- Toczy siΩ w d≤│ i niszczy wszystko na swojej drodze. A tak w og≤le to nie on, tylko ona.
- Hmm, jak Ma│olata - pomy╢la│ (brawo!) Kopalny.
Ruszyli w milczeniu pod g≤rΩ i pewnie doszliby do celu, gdyby Wiewi≤riusz nie nadepn▒│ na je┐a.
- AúAúAúO!!! - wrzasn▒│ na ca│y g│os.
- Lawina - pomy╢la│ druid.
- Ma│olata - pomy╢la│ Kopalny.
- Czego ta se dhe? - pomy╢la│ Bed.
- Gdzie ten palant kolczasty w kulkΩ zwiniΩty?! - krzykn▒│ Wiewi≤riusz. - A, tam jest! - i po kr≤tkiej inwokacji cisn▒│ w je┐a zaklΩciem swΩdz▒cych st≤p.
- Ej, ty! Czego siΩ na zwirzΩtach wy┐ywasz! - zapieni│ siΩ druid, kt≤ry widzia│ ca│▒ tΩ scenΩ. - Trzeba by│o w butach chodziµ.
- Chodzi│em. Tylko kto╢ mi w nocy zwin▒│ jak spa│em - rozindyczy│ siΩ Wiewi≤riusz Okrutnik.
- Phece mus mi cu╢ je╢µ - pomy╢la│ z b│ogim u╢miechem na gΩbie troll Bed.
Ca│ej tej scenie z mieszanymi uczuciami przygl▒da│a siΩ banda krasnolud≤w.
- Nynie ludzie kasztelana - powoli wycedzi│ s│owa najni┐szy z grupy.
- Ano. Ani chybi kasztela±scy - rzek│ ry┐awy drapi▒c siΩ w rud▒ brodΩ.
- To mo┐e ich zlaµ? - zapyta│ rezolutnie najni┐szy.
- Zamknij siΩ. Nie znasz siΩ - powiedzia│ ten z wielkim i wypchanym mieszkiem u pasa.
- To mo┐e z nimi pogadamy? - odezwa│ siΩ znowu najni┐szy.
- Zamknij siΩ, g│upi jeste╢ i siΩ nie znasz - odpar│ zn≤w ten z wielkim i wypchanym mieszkiem u pasa. - Idziemy do nich - doda│
i ca│a grupa ruszy│a w d≤│ ku Kopalnemu i jego dru┐ynie.
- Zlejemy ich i ograbimy, he, he - zn≤w zabra│ g│os najni┐szy.
- Zamknij siΩ. G│upi jeste╢ - odezwa│ siΩ ten co zwykle.
Tymczasem druid Kaczoramiks zauwa┐y│ jakie╢ ruchy na pobliskiej grani.
- Hmm... Tam co╢ siΩ rusza. To chyba miejscowe krasnoludy, a przewodzi im ich poborca Alex Chytra R▒czka.
- BΩd▒ nas biµ? - zapyta│ jak zwykle rezolutnie Kopalny.
- Nie s▒dzΩ, ale na wszelki wypadek rzucΩ czar braterstwa. To powinno os│abiµ ich wrogie uczucia wzglΩdem nas - wyja╢ni│ druid, a potem rzuci│ czar. Dzia│anie zaklΩcia okaza│o siΩ niezwykle mocne, gdy┐ krasnoludy nie do╢µ, ┐e straci│y ochotΩ na spuszczenie lania dru┐ynie, to jeszcze rzuci│y siΩ ╢ciskaµ Kopalnego i jego kompaniΩ. Nie da siΩ ukryµ, ┐e reakcja krasnolud≤w ca│kowicie zaskoczy│a druida.
- O psia ko╢µ. Ju┐ zaczyna│em w▒tpiµ w swoj▒ moc - oznajmi│ Kaczoramiks.
Pozdrowieniom i u╢ciskom nie by│o ko±ca. Wreszcie gdy zacz▒│ zapadaµ zmierzch sko±czy│o siΩ piwo i uczucia. Nareszcie mo┐na by│o pogadaµ o czym╢ innym ni┐ o pogodzie i przebytej drodze, lub zdrowiu najbli┐szych.
- Ha, mo╢ci krasnoludzie Alex. Smoka wy tu nie widzieli╢cie gdzie w okolicy? - zagai│ wreszcie rozs▒dny temat Kaczoramiks.
- No a jak┐e, ze dwie ty┐nie temu, kr▒┐y│ w powietrzu nad Z│amanym Kutanym, wschodnim szczytem │a±cucha g≤r ZgubizΩbowskich, tu┐ nad jarem Po│amszkitki - poinformowa│ uprzejmie poborca Alex.
- Z tego co wiem, krasnoludy znaj▒ doskonale drogΩ do jaru Po│amszkitki. Mo┐e by╢cie nas zaprowadzili tam ch│opaki, co? - druid u╢miechn▒│ siΩ bardzo ┐yczliwie.
- A co nam siΩ z tego dostanie pr≤cz bat≤w? - zapyta│ z oci▒ganiem Alex.
- Nie b▒d╝ ╢mieszny, przecie┐ smoki maj▒ skarby jak diabli - wtr▒ci│ siΩ jak zwykle rezolutnie Kopalny. - Potem siΩ podzielimy.
- A, to co innego. IdΩ z wami - zadecydowa│ b│yskawicznie Alex.
- Ja te┐ - wtr▒ci│ najni┐szy. Ju┐ sekunde±kΩ po tym Alex praw▒ nog▒ pom≤g│ mu wykonaµ bardzo d│ug▒ seriΩ fiko│k≤w w d≤│ zbocza.
- Rozmy╢li│ siΩ - powiedzia│ poborca.
- Tak, tylko dlaczego tak krzyczy?
- Zapewne z rado╢ci - u╢miechn▒│ siΩ przemile krasnolud. - Szybko nie wr≤ci, chod╝my spaµ, bo czeka nas d│uga droga przez g≤ry.
- Dobra, ma kurdupel racjΩ. Chod╝my spaµ bo jutrzejsza droga na pewno nas zmorduje - Kopalny popar│ decyzjΩ krasnoluda.
- Zamknij siΩ, nie znasz siΩ - odpar│ krasnolud i usn▒│.
Skoro ╢wit, kompania Kopalnego wzmocniona przez dzielnego krasnoluda Alexa, poborcΩ podatkowego, ruszy│a na spotkanie swojego przeznaczenia. Droga by│aby d│uga i nudna gdyby nie drobny fakt, kt≤ry mia│ wp│yw na dalszy przebieg wydarze±. G≤rska ╢cie┐ka, kt≤r▒ pod▒┐ali, nie wyr≤┐nia│a siΩ niczym spo╢r≤d innych g≤rskich ╢cie┐ek poza jednym - przechodzi│a bezpo╢rednio ko│o s│awnej krasnoludzkiej ober┐y "Pod rozsieczonym goblinem". Dru┐yna pod wodz▒ naszego bohatera zatrzyma│a siΩ w│a╢nie przed t▒ tawern▒ i rozpoczΩ│a naradΩ. Temat narady dotyczy│ bezpo╢rednio gospody, czy zatrzymaµ siΩ
tu na popas, czy wzi▒µ piwo ze sob▒ na drogΩ. Po kilkuminutowej kulturalnej wymiane zda± i cios≤w, silniejsza czΩ╢µ dru┐yny przeg│osowa│a, pozostawiaj▒c obitego i siedz▒cego w b│ocie Wiewi≤riusza Okrutnika, pozostanie na kr≤ciute±kim popasie w gospodzie.
Wej╢cie kompanii do cichej gospody, w kt≤rej w│a╢nie rycza│a krasnoludzka kapela, by│o spektakularne. úomot wypadaj▒cych z futryny drzwi, tupot biegn▒cych, odg│os wbijanych sobie nawzajem │okci i podstawianych n≤g, przekle±stwa i dzikie okrzyki "piwa!!!" i "Ja by│em pierwszy!!!" doskonale podkre╢li│y gwa│towne wtargniΩcie wypuszczonej ekipy pod przyw≤dztwem nieustraszonego spijacza kufeleczk≤w rycerza Kopalnego. Gdy dru┐yna zajΩ│a miejsca i z│o┐y│a zam≤wienia, kt≤re powinny w normalnych warunkach wystarczyµ im do samego wieczora, do tawerny wgramoli│ siΩ postΩkuj▒cy czarnoksiΩ┐nik Wiewi≤riusz Okrutnik.
- Panowie - zacz▒│ ju┐ od drzwi, bardzo oficjalnie. - To by│ ostatni raz kiedy mia│em inne zdanie ni┐ reszta naszej kompanii - przysiad│ siΩ do reszty dru┐ynu. - O! Gor▒cy pasztet i zimne piwo! Fantastycznie, podali nawet t│ust▒ piecze± barani▒. - resztΩ wywod≤w Wiewi≤riusza zag│uszy│o g│o╢ne mlaskanie i ciamkanie. Troll Bed w│a╢nie zako±czy│ zwyciΩsk▒ walkΩ z pieczonym koz│em i przysun▒│ sobie olbrzymi p≤│misek ciep│ego jeszcze pasztetu.
- To jest dobhe..., pyhu╢..., dhuid podah piwho.
- Doskona│y nastr≤j przerwa│o podej╢cie do sto│u karczmarza, barczystego krasnoluda z ogromnym toporem za pasem.
- Panowie racz▒ zap│aciµ bo inaczej nic ju┐ wiΩcej nie podam - poinformowa│ uprzejmie, patrz▒c z nieukrywanym podziwem na mo┐liwo╢ci przyswajania pokarm≤w przez Beda.
- Tak, oczywi╢cie - powiedzia│ druid i spojrza│ na Kopalnego.
Kopalny odstawi│ pusty kufel, otar│ usta i spyta│ rzeczowo:
- Ile?
Karczmarz zagi▒│ u rΩki kolejne trzy palce.
- 18 sztuk srebra.
Alex, nie trac▒c orientacji, szybko oddali│ od siebie podejrzenia.
- Oni mnie zaprosili, ja tylko jad│em - wskaza│ rΩk▒ w stronΩ towarzyszy.
Kopalny rzuci│ sakiewkΩ w stronΩ ober┐ysty. Ten z│apa│ j▒ w locie i szybko przeliczy│ zawarto╢µ.
- Tutaj jest tylko 15 sztuk srebra, brak jeszcze 3 sztuk - skrzywi│ siΩ i pog│aska│ ostrze topora rze╝nickiego.
Kopalny popatrzy│ w kierunku wyj╢cia w celu ustalenia ewentualnej drogi ucieczki, ale niestety ten akurat kierunek by│ obstawiony przez dw≤ch ros│ych krasnoludzkich pacho│k≤w. Bed ╢cisn▒│ mocniej swoj▒ wielk▒ maczugΩ. Druid zacz▒│ pod nosem mruczeµ zaklΩcie. Wiewi≤riusz skrycie, pod sto│em, przygotowa│ swoj▒ czarnoksiΩsk▒ r≤┐d┐kΩ. Alex schowa│ siΩ za Kopalnego, a Kopalny pr≤bowa│ schowaµ siΩ pod st≤│. Zapanowa│a napiΩta atmosfera. Ka┐dy z cz│onk≤w dru┐yny zrozumia│, ┐e musi daµ z siebie wszystko, aby unkin▒µ tΩgiego trzepania sk≤ry. Wiadomo przecie┐, ┐e z krasnoludami nie wolno nawet
pr≤bowaµ g│upich ┐art≤w. Kopalny zebra│ siΩ na niebywa│y w jego wykonaniu heroizm - wskoczy│ na st≤│ z dobytym mieczem i krzykn▒│:
- Teraz! Na nich! Na pohybel! Za trzy srebrniki! - i wykona│ straszliwy zamach. Jego miecz wbi│ siΩ w powa│Ω i pozosta│ tam ju┐ do ko±ca. Wiewi≤riusz Okrutnik zerwa│ siΩ z │awy i podni≤s│ sw▒ r≤┐d┐kΩ, aby cisn▒µ zaklΩciem w karczmarza, lecz po╢lizgn▒│ siΩ i w efekcie czar polecia│ bezpo╢rednio w p≤│ki, na kt≤rych sta│y butelki z trunkami. P≤│ka zamieni│a siΩ w detonuj▒c▒ drzazgami i od│amkami szk│a bombΩ. Sala pokry│a siΩ alkoholowym opadem. Kilku krasnolud≤w, kt≤rzy siedzieli dot▒d spokojnie, na widok niezwyk│ego zachowania siΩ p≤│ki z trunkami, zawy│o przekle±stwami zgodnym ch≤rem. Kaczoramiks siΩgn▒│ za pazuchΩ. Dwaj parobkowie krasnoludzcy, pilnuj▒cy do tej pory drzwi, ruszyli w kierunku Beda. Bed zamachn▒│ siΩ maczug▒, zamieniaj▒c parobk≤w w dwa samoloty ponadd╝wiΩkowe. GrupΩ nacieraj▒cych w╢ciek│ych krasnolud≤w, ciskaj▒cych przekle±stwami, przywita│ druid rzucaj▒c im pod nogi stare i wysuszone gniazdo os.
- O kurde! Zapomnia│em jak siΩ tym steruje! - krzykn▒│, gdy stare gniazdo zaczΩ│o siΩ zmieniaµ w rozw╢cieczony r≤j.
Wiewi≤riusz chcia│ poprawiµ zaklΩciem sytuacjΩ na polu bitwy, ale w momencie, gdy zamachn▒│ siΩ r≤┐d┐k▒, z g│Ωbi sali nadlecia│ kufel klasy "rΩka - g│owa" i trafiaj▒c go bezpo╢rednio w czo│o przewr≤ci│ zn≤w na ziemiΩ. Czar ponownie nie trafi│ w cel, tym razem polecia│ w powa│Ω rozbijaj▒c belkowanie sufitu i dachu. W efekcie dach≤wki pokry│y okolicΩ niczym jesienne li╢cie. Kolosalna czΩ╢µ sufitu zawali│a siΩ pozbawiaj▒c przytomno╢ci kilka os≤b, przebywaj▒cych w gospodzie w sali g│≤wnej. Wielki komin znajduj▒cy siΩ do chwili rzucania przez Wiewi≤riusza zaklΩcia na dachu zajazdu, rozpad│ siΩ na czynniki pierwsze, sypi▒c ceg│ami jak dach dach≤wkami. Jedna z cegie│ spad│a pionowo w d≤│, trafiaj▒c w g│owΩ walcz▒cego z rozjuszonymi osami karczmarza, kt≤ry polecia│ jak d│ugi na jeden ze sto│≤w, budz▒c przy tym ╢pi▒cego kap│ana krasnoludzkiego. Ten spojrza│ zapitymi oczkami na spustoszenie i cisn▒│ potΩ┐nym krasnoludzkim zaklΩciem ognia.
W ko│o zapanowa│o istne piek│o. Grupa krasnolud≤w ciosami topor≤w z okrutnym zawziΩciem na spuchniΩtych twarzach, pr≤bowa│a pozbyµ siΩ w╢ciek│ego roju os. Karczmarz jΩcza│ pod sto│em. Bed wyrzuca│ kolejnych przeciwnik≤w przez jedyne ocala│e okno. Kopalny wyda│ z siebie okrzyk mro┐▒cy krew w ┐y│ach - U╢!!! - i trafi│ pe│n▒ butelk▒ jednego z parobk≤w w g│owΩ. Parobek zapad│ w g│Ωboki sen, a butelka sypnΩ│a od│amkami. Krasnoludy i osy zdecydowanie naciera│y. Troll rozdawa│ okrutnickie razulce swoim Joy'em. Ponad t│umem walcz▒cych przelatywa│y pociski w postac i pustych butelek, kufli i wybitych zΩb≤w oraz eskadry rozjuszonych os.
Nadszed│ wreszcie czas, gdy osy odlecia│y i ucich│y okrzyki bitewne, a na miejscu walki zapanowa│ spok≤j. Zewsz▒d dobiega│y ciche jΩki pokonanych i stek przekle±stw tych, z kt≤rych na odchodne Alex odci▒gn▒│ podatek od spania w nierozs▒dnym miejscu. Opodal dopala│y siΩ zgliszcza ob≤rki, w kt≤r▒ polecia│o zaklΩcie ognia. G≤rsk▒ drog▒ w jedn▒ stronΩ oddala│a siΩ spuchniΩta, lecz zwyciΩska dru┐yna, z drugiej strony zbli┐a│o siΩ do resztek zajazdu dw≤ch konnych. Byli to sir Haszak i sir Gawronek, kt≤rzy wkr≤tce zatrzymali siΩ na wprost tego, co pozosta│o po krasnoludzkiej gospodzie.
- Hej, gospodarzu! Co tu siΩ sta│o? - zapyta│ krasnoluda sir Haszak.
- By│o tu panie kilku takich obrzympa│≤w z trollem w bandzie. Nie zap│acili za piwo, a potem obili i zrujnowali mi karczmΩ - odpowiedzia│ zapytany.
- A jak wygl▒da│y te obrzympa│y? - zapyta│ sir Gawronek.
- Jak ┐ywo, tak jak ludzie panie, ino jeden mia│ taki g│upi pysk - odpar│ karczmarz.
- Mia│ przy sobie miecz i pi│ piwo w okrutnych ilo╢ciach?
- Tak, panie.
- Na pewno Kopalny! Gdzie oni s▒?
- Nie wiem, dopierom siΩ ockn▒│ - krasnolud pokaza│ ogromny guz na czubku czaszki.
- Ten Kopalny ma si│Ω jak tur - powiedzia│ sir Haszak, pochylaj▒c siΩ w stronΩ sir Gawronka.
- Tak, smok bΩdzie mia│ sporo k│opot≤w z naszym bohaterem - odpar│ sir Gawronek.
Obaj zawr≤cili konie i pojechali poinformowaµ o wszystkim Kasztelana.
Tymczasem nasza dzielna kompania pod▒┐a│a w kierunku jaru Po│amszkitki.
- Uff. Nie wiedzia│em, ┐e piwo mo┐e byµ tak szkodliwe - powiedzia│ Wiewi≤riusz obmacuj▒c obit▒ g│owΩ.
- Tak, jest szkodliwe, ale tylko wtedy gdy siΩ nie p│aci - odpar│, jak zwykle rezolutnie, Kopalny. Alex liczy│ sztuki srebra i z│ota, kt≤re pozbiera│ w formie podatku od spania w niem▒drych miejscach. Bed pr≤bowa│ pogwizdywaµ, a druid z│orzeczy│ pod adresem os.
Nie wiedzieµ kiedy droga doprowadzi│a ich do niewielkiego strumyczka z kryszta│owo czyst▒ wod▒. Kompania postanowi│a obmyµ rany i nape│niµ worki na wodΩ. Gdy wszyscy ju┐ zako±czyli swoje czynno╢ci i zbierali siΩ do odej╢cia, ze ╢rodka strumienia wynurzy│a siΩ g│owa o zielonej sk≤rze i w│osach w straszliwym nie│adzie.
- Hej! Moi mili, a kto mi za wodΩ zap│aci? - odezwa│o siΩ straszyd│o.
- Jak▒ wodΩ. Co to saturator, albo wodoci▒gi miejskie? - odpali│ jak zwykle rezolutnie Kopalny. Druid popatrzy│ na straszyd│o, po czym zmarszczy│ brwi i pochyliwszy siΩ do ucha Kopalnego wyszepta│.
- S│uchaj, lepiej z nim uwa┐aj, to wodnik Szuwarek. Jeszcze nam lany poniedzia│ek urz▒dzi.
- Co tam mΩdrkujecie? P│acicie mi za wodΩ, czy nie? - wodnik wykrzywi│ siΩ straszliwie.
- Dobrze, panie wodniku, ju┐ dobrze. Nie omieszkamy Ci zap│aciµ jak nale┐y - druid pr≤bowa│ z│agodziµ sytuacjΩ jak umia│ tylko najlepiej.
- Dobra, dobra nie fanzol, bo utopc≤w zawo│am i wam zaraz z nosa pΩdzel zrobi▒. P│aciµ bo siem ze╝lem. - wodnik Szuwarek najwyra╝niej traci│ cierpliwo╢µ. Troll Bed ogl▒da│ z zainteresowaniem swojego Joy'a i rozpatrywa│ mo┐liwo╢µ ewentualnego grzmotniΩcia wodnika w czerep. Kopalny mimo przestrogi druida nie wytrzyma│ i zada│ konkretne pytanie.
- Ty, nurek, a kto ty w│a╢ciwie jeste╢?
Wodnik wytrzeszczy│ ze zdumienia oczy.
- No jak to? Jestem wodnik Szuwarek, w│a╢ciciel tego strumienia.
Alex jakby na to czeka│.
- A certyfikat w│asno╢ci masz? - zagadn▒│ wodnika.
- Jaki certyfikat?
- To proste, certyfikat w│asno╢ci na ten strumie± w kt≤rym siedzisz - Alex zacz▒│ fachowo wyja╢niaµ. - Wiesz, jak nie masz i przyjdzie kontrola, to siedzisz.
- No co ty? To co ja mam biedny teraz zrobiµ? - wodnik zbli┐a│ siΩ do za│amania nerwowego.
- Nie jest tak ╝le, przez przypadek mam tu formularz, ty go wype│nisz a ja przystawiΩ pieczΩµ i wszystko gra.
- Dawaj szybko.
- Masz, tylko nie kapnij ┐yda, bo to ostatni egzemplarz.
Wodnik chwyci│ chciwie papier i j▒│ z przygryzionym jΩzykiem wype│niaµ punkt po punkcie formularz. Mniej wiΩcej po godzinie sko±czy│ to mΩcz▒ce zajΩcie i podn≤s│ g│owΩ znad dokumentu.
- Hej, krasnoludzie: ju┐ sko±czy│em, przystawiaj piecz▒tki! - odpowiedzia│o mu echo i pusty brzeg strumienia. Dru┐yna w│a╢nie dotar│a do jaru Po│amszkitki i nie znalaz│szy smoka naradza│a siΩ, co czyniµ dalej. Czy i╢µ od razu na moczary, czy spr≤bowaµ poszukaµ smoka na g≤rze zwanej szczytem tajno╢ci?

DUCH SERCHI

P.S. PodziΩkowania dla wszystkich fanatyk≤w gier fabularnych, kt≤rzy podtrzymywali mnie na duchu przez trzy naprawdΩ nie lekkie tygodnie µwicze± rezerwy . Te mi│e wakacje spowodowa│y przerwΩ we wspania│ej opowie╢ci konkursowej, ale teraz postanowi│em siΩ nie daµ i doprowadziµ dzie│o do ko±ca.

[Poprzedni odcinek] [NastΩpny odcinek]


Strony opracowuj▒ SzymonideS, PePe i Maniaq
Opracowanie graficzne : Przemys│aw JΩdrzejczyk.
Webmaster : Jacek Ilczuk
? 1998 Gambler Online.